28 czerwca 2013

Ziołowy żel do mycia twarzy Fitomed

Wspominałam o tym żelu w poście dotyczącym pielęgnacji mojej trądzikowej cery. Zamówiłam go kiedyś na stronie doz.pl, tak z ciekawości. Wydawało mi się, że go polubię. Spodobała mi się szczególnie duża ilość wyciągów z ziół, obecność SLeS zignorowałam. I to był mój błąd.

 

Po pierwszym użyciu żelu byłam zachwycona. Wydaje się być delikatny. Niby ma zwyczajną konsystencję, dość gęstą, ale gdy go używałam czułam, jakbym myła twarz pianką. Dokładnie czyści skórę, zmywa makijaż (mineralny, takiego zwykłego nie domywa do końca, jak każdy). Pięknie pachnie, byłam nim wręcz zachwycona. Niestety, po pewnym czasie zauważyłam wysuszenie skóry (mimo nawilżania po każdym myciu), ten sam efekt zaobserwowała moja mama. I jestem pewna, że jest to wina tego żelu. Oczywiście wysuszenie objawia się występowaniem dużej liczby suchych skórek, które są dodatkowo uwydatniane przez podkład.




























Skład jest bardzo ciekawy, zaraz po wodzie znajdują się w nim ekstrakty z ziół, a dopiero później - dwa detergenty - silny SLeS oraz kilka łagodniejszych. Taka kolejność oznacza, że ekstraktów z ziół w kosmetyku jest więcej, niż środków myjących. Dlatego liczyłam na delikatne działanie żelu, ale mam wrażenie, że w rzeczywistości wysuszające działanie ziół tylko wzmacnia działanie SLeS (znów ten niedobry SLeS!) i odwrotnie. Ani gliceryna, ani wyregulowane pH niestety nie kompensują działania tego miksu. Kosmetyk występuje też w wersji do cery suchej, różni się tylko zawartością (z tego, co pamiętam) allantoiny.

Wiele się po tym żelu spodziewałam i bardzo nie chcę napisać, że się na nim zawiodłam. Ale nie zniechęca mnie to do zakupu innego kosmetyku tej firmy w przyszłości, jakoś tak podobają mi się ich składy.

Moja ocena: 3
Stosunek jakości do ceny: 3
Czy kupię ponownie: Nie, dziękuję.
Być może spodoba się komuś, kto lubi zioła i detergenty. Ja niestety go odradzam.

Znacie kosmetyki tej firmy? Lubicie?

PS: Dziewczyny, zdałam maturę :D

27 czerwca 2013

Wyniki

Wczoraj zakończył się maskowy konkurs i czuję się zobowiązana do ogłoszenia wyników. Najbardziej spodobało mi się hasło Anonimki:

Zadbana kotka szczęśliwą kotką - spojrzenie Puszysławy na pielęgnację włosów i skóry.

Postanowiłam je minimalnie zmodyfikować (o ile będzie mi wolno, bo prawa autorskie) i umieścić pomiędzy nagłówkiem a kartami, mniejszą czcionką. Oczywiście email został już wysłany, czekam tylko na odpowiedź i będę próbowała bezpiecznie zapakować maskę.
 
Oczywiście żałuję, że nagród nie było więcej, ale pomyślę i być może wkrótce znów coś zorganizuję. Z łatwiejszym pytaniem!

Dziewczyny, czy Wam mój blog też się tak wolno ładuje?

26 czerwca 2013

Obiad po włosku? Pierś z indyka z mozarellą, makaronem i sałatką

Obiecałam Wam ten przepis, a więc go dodaję. Jednak już na początku zwrócę uwagę, że porcja zawierająca i mięso i makaron jest idealna dla osoby bardzo, bardzo głodnej. Następnym razem pominę jeden z tych składników.



Składniki:
  • pierś z indyka lub jej fragment,
  • mozarella,
  • makaron (w moim przypadku razowy),
  • rukola,
  • pomidorki koktajlowe,
  • czarne oliwki (nie lubię zielonych ;),
  • świeże zioła,
  • czosnek,
  • oliwa z oliwek,
  • sól, pieprz.

Wykonanie:
  1. Miksujemy zioła z czosnkiem (co najmniej 3x tyle, ile będzie widoczne na zdjęciu) i oliwą z oliwek (w moim przypadku 4 łyżkami).
  2. Kroimy pierś z indyka na kotlety i ewentualnie rozbijamy je tłuczkiem, smarujemy łyżeczką zmiksowanych ziół (mama mawia, że zbyt duża ilość lubi się przypalić), doprawiamy solą i pieprzem, odstawiamy do lodówki co najmniej na godzinę. Im dłużej, tym mięso będzie bardziej pachniało ziołami.
  3. Wstawiamy wodę na makaron, podgrzewamy nieco (łyżkę) oliwy z oliwek na patelni, wrzucamy mięso na patelnię, a makaron do osolonej wody.
  4. Mięso pieczemy po co najmniej 10 minut na każdej ze stron. Najlepiej przewrócić go tylko raz w trakcie pieczenia, dzięki temu nie będzie suche. Czas pieczenia zależy też od grubości kotletów. Myślę, że umiecie gotować lepiej, niż ja, więc nie będę się nad tym rozwodzić ;)
  5. W międzyczasie kroimy pomidorki na połowy, a oliwki w krążki.
  6. Na minutę przed zakończeniem pieczenia na zewnętrznej warstwie mięsa układamy plasterki mozarelli. Jeżeli chcemy, możemy wcześniej zapiec też szynkę parmeńską - nadaje świetny, wędzony zapach.
  7. Wyciągamy makaron, odcedzamy, mieszamy z ziołowym "sosem".
  8. Układamy na talerzu mięso, makaron, rukolę, pomidorki i oliwki.
  9. Gotowe? Chyba nic nie pominęłam ;)

Hmmm, tylko co z tego nadaje się do zjedzenia?



Taki mały czosnek, a tak go czuć! To znaczy nie za bardzo, idealnie ;)

Tip: Nie wiesz, jakich dodać ziół? Posłuż się gotowym sosem jako ściągą! Nie masz nic z tego, czego dodał producent? Dodaj tego, co masz - jakoś to będzie :) Dobra, wiem, że to nie jest śmieszne. Ale prawdziwe.

Tip2: Pozostałą rukolę, pomidorki i całą resztę można wykorzystać w formie sałatki. Do całej reszty rukoli dorzuciłam rozkrojone pomidorki, krążki oliwek, pokrojoną mozarellę i kawałki podsmażonej na "grillu" szynki parmeńskiej. I następnego dnia miałam pyszne śniadanie :)

Aż się głodna zrobiłam, chyba idę coś przekąsić!

25 czerwca 2013

Jedzmy truskawki!

Sezon na truskawki w pełni, a właściwie powoli chyli się już ku końcowi. A ja mam zamiar w pełni go wykorzystać. Nawet nie sądziłam, że te owoce mają tyle dobroczynnych właściwości. I w dodatku są pyszne! Takie połączenie nie zdarza się zbyt często.

Truskawki są bogate w witaminę C (przeciwutleniacz - opóźnia procesy starzenia się organizmu i skóry, zawierają jej więcej niż cytrusy), A (ma dobry wpływ na skórę) oraz kilka witamin z grupy B (ich niedobór może mieć negatywny wpływ na skórę), a także wiele mikro- i makroelementów, między innymi żelazo i flawonoidy(które również są antyutleniaczami). Zawierają też związki bakteriobójcze, dobroczynnie wpływają na układ pokarmowy i na jego naturalną florę bakteryjną. Mają działanie odtruwające i oczyszczające, czyli są dobre dla trądzikowców. Wydaje mi się, że mogą pełnić rolę podobną do grapefruita, o którym wspominałam w poście mówiącym o związku diety ze stanem skóry i włosów.
 
Ze względu na bakteriobójczość i zawartość witaminy C mają cenne właściwości, które możemy wykorzystać do zewnętrznej pielęgnacji - maseczek. Truskawki będą działać rozjaśniająco, wygładzająco, antytrądzikowo. Najlepiej byłoby, gdybyśmy wykorzystywały owoce z własnego ogródka, z tego powodu jeszcze nie przetestowałam truskawkowej maseczki.
 
Jecie truskawki? Ja szczerze mówiąc, niekoniecznie za nimi przepadałam, polubiłam je dopiero w tym roku i nadrabiam kilkunastoletnie zaległości w ich zjadaniu :)
 
Zaszalałam dzisiaj z ilością postów, ale nie zawsze tak będzie, nie przyzwyczajajcie się ;)

Fanpage!

W końcu się na to zdecydowałam! Miałam straszne obawy przed założeniem blogowej strony na Facebooku. Głównie dlatego, że bałam się, że pojawi się ona na moim "normalnym" profilu, a niewielu osobom mówiłam o blogu i wolałabym, żeby tak pozostało. Chociaż z drugiej strony mogłaby to być świetna reklama. Nieważne.

Mam pewien problem. Otóż, gdy wklejam link do posta, nie pojawia się jego treść, a treść pierwszego komentarza. Czy któraś z Was również coś takiego zauważyła?

Oczywiście zachęcam wszystkich (poza moimi znajomymi, którzy o blogu wiedzą) do kliknięcia w "Lubię to!" we wtyczce społecznościowej znajdującej się po lewej stronie.

Nieśmiało przypominam o konkursie

Prawie dwa tygodnie temu ogłosiłam konkurs, w którym możecie wygrać maskę BingoSpa masło Shea i pięć alg. Jak do tej pory zanotowałam aż dwa zgłoszenia :) Tak więc zapraszam do zerknięcia do konkursowego posta i oczywiście do wzięcia udziału. Macie czas do jutra!

24 czerwca 2013

Puszysty Pamiętnik #1

Znudziło mi się tworzenie klasycznych postów zakupowych. Poza tym mam wiele zdjęć, które nijak nie pasują do tematyki bloga i nie mam gdzie ich publikować. Tak więc siłą rzeczy - rozpoczynam nową serię wpisów. Ten tydzień upłynął mi pod znakiem rozpoczynających się wyprzedaży, nicnierobienia (tego nie udało mi się uwiecznić na zdjęciu) oraz blogowania. Zdarzyło mi się też przygotować obiad i ruszyć tyłek w celu spalenia nadmiaru kalorii.
Kartka z mojego prawdziwego pamiętnika. Pozwalam Wam przeczytać. Opowiada o genialnym pomyśle mojego taty. Otóż - postanowił wygrać z komarami. W tym celu wlał do wszystkich beczek i wiaderek z wodą do podlewania olej. A, że nie miał oleju roślinnego, to wlał samochodowy. Więcej już chyba pisać nie muszę? Prawda? :D


Gotuj obiad, do którego potrzeba bazylii. Denerwuj się, że jej nie ma. Zerwij inne zioła. Dwa dni później dowiedz się, że obok doniczki z tymi ziołami stoi doniczka z bazylią.

 Oto widok z mojego okna.











A to - łupy zakupowe. Od góry: spodnie przed kostkę, szorty, lekka sukienka, koszulka, męska koszulka, spódniczka-tuba.


Do Yves Rocher weszłam w celu powąchania werbenowych perfum. Zirytował mnie początkowy zapach Strepsilsu, więc kupiłam te. Ale po jakimś czasie woda werbenowa pachnie ładniej. Ale nie ma się czym martwić - perfum i wód toaletowych nigdy zbyt wiele :)

 A oto potrawa, do której potrzebowałam bazylii. Chcecie przepis? ;)

Gdyby nie problemy ze zdjęciami, tworzenie tego posta byłoby bardzo przyjemne. A Wy - lubicie czytać takie wpisy?

PS: Przypominam o konkursie! Więcej informacji po kliknięciu w napis po lewej.

23 czerwca 2013

Tag: Dumna Kobieta

Miałam napisać o tym, jak dobre, zdrowe i cudowne są truskawki. Ale zostałam otagowana przez Łojotokową Głowę i postanowiłam w pierwszej kolejności odpowiedzieć na ten tag. Jak na taką zabawę jest wyjątkowo ciekawy!

Zdjęcie nie jest bannerem, zwyczajnie - było mi zbyt mało kolorowo.
 
 
Regulamin:
 Napisz, kto zaprosił Cię do zabawy i odpowiedz na pytania, zaproś do zabawy co najmniej 5 bloggerek.


1. Co dla Ciebie znaczy fakt bycia kobietą? Czy to w ogóle dla Ciebie coś znaczy?

Naprawdę zastanawiałam się nad tym pytaniem. I właściwie jedynym logicznym wnioskiem, do jakiego doszłam jest wniosek następujący: jestem kobietą, więc nie jestem mężczyzną. To fakt niezaprzeczalny. Co to dla mnie oznacza? Myślę, że to, że jestem kobietą jest tak silnie związane z moją osobowością, że nie jestem w stanie myśleć oddzielnie o sobie i o sobie jako kobiecie, o swojej kobiecości. Czyli wychodzi na to, że fakt bycia kobietą oznacza dla mnie tyle, co fakt bycia mną.

2. Jaką wartość ma dla Ciebie Twoja kobiecość?

Słowo wartość niestety kojarzy mi się z wartością materialną, a zdecydowanie nie o to chodzi w tym pytaniu. W sensie niematerialnym moja kobiecość pomaga mi określić siebie i znaleźć swoje miejsce w szeregu, znaczy - w świecie. Uczucie pewnej przynależności i wspólnoty z prawie połową ludzi zamieszkujących kulę ziemską zdecydowanie dodaje nam siły. W końcu łączy nas, jak mawia mój tata, taka babska solidarność.

3. Co ją określa?
 
Przyziemnie. Najbardziej kobieco czuję się w sukience i w szpilkach, gdy moje włosy ładnie się układają, a uśmiech na twarzy pojawia się mimowolnie. Wtedy w pełni mogą ukazać się cechy mojego charakteru, bo czuję się bardziej pewna siebie. Paradoksalnie, bardzo dobrze czułabym się też w glanach i mocnym, mrocznym, nieco odjechanym stroju, który również wzmocniłby moje "ja", a więc i moją kobiecość. O zgrozo. Moją kobiecość określa mój strój. Szczęśliwie nie tylko. Moje "ja", kobiecość i pewność siebie zależą też od dnia, humoru oraz pogody.

4. Czy wiesz, jaką jesteś kobietą? (Podaj 10 przykładów tego, jaką kobietą jesteś)

Jestem kobietą szaloną.
Jestem kobietą, która wie, czego chce.
Jestem kobietą niezdecydowaną.
Jestem kobietą, z którą trudno nawiązać normalny kontakt.
Jestem kobietą, która lubi być sama.
Jestem kobietą, która lubi siebie.
Jestem kobietą, której mózg ma w 200% kolor blond.
Jestem kobietą, która lubi spędzać czas z fajnymi ludźmi.
Jestem kobietą wredną, czasem wyrachowaną.
Jestem kobietą miłą, uprzejmą i przyjacielską.

I  mogłabym tak w nieskończoność. Z pełną świadomością tego, że w wielu zdaniach zaprzeczam temu, co napisałam w poprzednich. Żeby nie było, że jestem wredną zołzą - jestem też sfrustrowana, niepewna, nieśmiała i czasem przerażona.

 
Zapraszam do zabawy:
 
Lagoenę: Hair and Food
Słodki Miód: Słodki Miód BeautyBlog
Blondregenerację: Blondregeneracja
Rudą Rudość: Naturallywavyhair
Italianę: Italianablog


Jestem bardzo ciekawa Waszych odpowiedzi! Zaprosiłabym również Mastiffka, ale wiem, że ktoś przede mną wpadł już na ten pomysł ;)
 
Jeżeli któraś z Was dziewczyny ma ochotę odpowiedzieć na Tag, zapraszam ;) Dajcie znać w komentarzu - dopiszę Was do listy.

20 czerwca 2013

Płyn micelarny BeBeauty

Ja wiem, że ponoć ten kosmetyk jest wycofany. Ale ja go mam i z każdym użyciem bardziej się do niego przywiązuję. A, że w mojej Biedronce ciągle stoi na półce a i do innych wciąż jest dowożony, postanowiłam go zrecenzować. Być może pisząc recenzję, skłonię te z Was, które jeszcze go nie znają, do przetestowania.

Pierwszą butelkę płynu kupiłam całkiem niedawno. Naczytałam się pozytywnych opinii oraz informacji o wycofywaniu go ze sprzedaży i postanowiłam go przetestować, zanim będzie za późno. I zakochałam się w nim od pierwszego użycia. Czyli był to bardzo trafiony zakup.


No więc wygląda to tak. Płynu używam na kilka sposobów. Do zmywania makijażu - wtedy wsmarowuję go w suchą skórę, spłukuję wodą, wycieram i czynność powtarzam. Po takim zabiegu zarówno mój podkład mineralny jak i tusz Maybelline są idealnie zmyte. Czasem również do zobojętnienia działania silniejszego żelu do twarzy - po umyciu skóry wycieram ją, a następnie myję ponownie płynem. Teoretycznie nie ma to sensu, ale praktycznie dzięki temu skóra po umyciu żelem Fitomedu nie jest wysuszona. Myję nim też skórę rano i wieczorem. Oczywiście tylko raz. Nie używam płatków kosmetycznych, wylewam odrobinę na dłonie, masuję skórę przez chwilę i dokładnie spłukuję wodą. Niezmyty pozostawia delikatną warstewkę niewiadomego pochodzenia, a z doświadczenia wiem, że takie warstewki mi szkodzą.


Żaden z kosmetyków, których obecnie używam nie jest komedgenny (zaskórniki się nie mnożą), a więc i płyn BeBeauty nie wykazuje (w stosunku do mojej cery) takich właściwości. Skóra po kontakcie z nim jest przyjemnie miękka i sprawia wrażenie nawilżonej. Jest również gładka, mam dziwne wrażenie, że łatwiej rozsmarowuje mi się krem lub olejek. Od pewnego czasu obserwuję również zmniejszenie problemu pojawiających się suchych skórek, w czym, jak sądzę, ten płyn ma niemałą zasługę. Czasem zdarza się, że po jego wykorzystaniu skóra jest lekko zaczerwieniona, ale nie piecze. Takie działanie przypisuję obecności glikolu propylenowego, który może lekko podrażniać już podrażnioną skórę. No i ładnie pachnie. Niestety nie wiem, jak radzi sobie z płynnymi fluidami, ale skoro tusz zmywa nieźle to i z nimi nie powinien mieć większych problemów.


Aqua(woda), Poloxamer 184(łagodna substancja myjąca), Disodium Cocoamphodiacetate(łagodna substancja myjąca, emulgator), Propylene Glycol(humektant, ułatwia wnikanie innych substancji), Polysorbate 20(emulgator), Panthenol, Peat Extract(ekstrakt z torfu), Malva Sylvestris Flower Extract(ekstrakt z kwiatów malwy), Sodium Chloride(sól kuchenna), Disodium EDTA(konserwant), Sodium Citrate(stabilizator), Citric Acid(regulator pH), Parfum(kompozycja zapachowa), Methylparaben(konserwant), Propylparaben(konserwant), Methylisothiazolinone(konserwant)

W zasadzie skład ma niezły. Wyżej wspominałam o możliwym działaniu drażniącym glikolu propylenowego (teoretycznie wykazywanym w przypadku skóry zmienionej chorobowo), średnio bezpieczny jest również Disodium EDTA. Ekstrakty znajdują się dość wysoko w składzie, ale myślę, że raczej nie mamy co liczyć na jakąś porażającą ich ilość.
 
Moja ocena: 5,5
Stosunek jakości do ceny: 6
Czy kupię ponownie?: mam nadzieję, że taka możliwość będzie mi dana
Cena: mniej niż 4.50 złotych
No po prostu trzeba go mieć!

Nie wiem, czy czytając moją recenzję czujecie mój zachwyt nad tym kosmetykiem, ale zapewniam Was, że jestem zachwycona. Mam nadzieję, że jednak tak szybko z Biedronek nie zniknie. A co Wy o nim sądzicie?

18 czerwca 2013

Płukanki samoukładające fryzurę - dla prosto-, falowano- i kręconowłosych

Odkąd stwierdziłam, że moje włosy nie są proste, zaczęłam eksperymentować z wydobyciem skrętu. Moim najnowszym odkryciem są dwie płukanki, które zapewne dobrze znacie. Obie mają do siebie to, że wydobywają naturalny potencjał włosów zarówno do prostowania jak i do kręcenia się. I osobom z nie do końca prostymi włosami umożliwiają wyczarowanie idealnej fryzury na lato - potarganych wiatrem fal.

Płukanka z siemienia lnianego świetnie dociąża i ujarzmia proste włosy, ułatwia stworzenie "błyszczącej tafli" dzięki nawilżeniu. Wbrew pozorom wcale nie powoduje prostowania kręcących się lub falujących włosów - a wręcz przeciwnie. Żelu lnianego - gęstszej wersji płukanki można używać jako środka kształtującego i utrwalającego fale i loki. Sama płukanka też nieco utrwala fryzurę i sprawia, że włosy lepiej się układają. Dodatkowo nawilża skalp i pomaga go ukoić. Jak ją wykonać? Wystarczy gotować przez chwilę niewielką ilość ziarenek siemienia w wodzie. Na początek można spróbować na przykład z niecałą płaską łyżeczką siemienia na 2 szklanki wody (taka słabsza wersja, mi odpowiada bardziej), a później zmieniać i dostosowywać proporcje do swoich włosów. Gęstszy płyn uzyskamy również poprzez dłuższe gotowanie, a gdy będzie zbyt gęsty - możemy go rozcieńczyć. Jako, że płukanka nawilża włosy może nie być zbyt odpowiednia ze względu na panujące w całym kraju upały. Najlepiej sprawdzi się w stosunkowo suchy dzień o przyjemnej temperaturze - od piętnastu do dwudziestu pięciu stopni.

Co do płukanki piwnej - kojarzy mi się ona z odcinkiem pewnego popularnego serialu emitowanego w telewizji ze słońcem w logo, którego główny bohater lubuje się w piciu piwa z żółtych puszek. W jednym z odcinków pracował jako fryzjer i utrwalał fryzury właśnie przy pomocy piwa.

I właśnie tą zdolność do utrwalania włosów wykorzystujemy. Aby wykonać płukankę należy odstawić na przykład szklankę piwa na pewien czas (na przykład na noc) w celu odparowania alkoholu, rozcieńczyć ją niecałymi dwiema szklankami wody (można jedną, ja wolę słabszą wersję) i wypłukać włosy po umyciu. Z moich zapach ulatnia się bardzo szybko. Jaki daje efekt? Moja mama śmieje się, że mam po niej na głowie bardzo ciekawie wyglądający, artystyczny nieład. Wydaje mi się, że może sprawdzić się również u prostowłosych, jako że dostarcza protein. Oczywiście nadmiar protein również nie jest wskazany w upały.
 
Właściwie moje włosy falują się dość słabo, ale mam na nie sposób. Świetnie wyglądają, gdy rozczeszę je na mokro (na przykład w czasie, gdy jeszcze jest na nich odżywka), wypłuczę i zaplotę w dwa lub trzy wplatane (francuskie) warkocze. Takie fale wyglądają bardzo naturalnie i włosy jakoś tak ładnie się błyszczą.

16 czerwca 2013

Dary Natury

Wiosnę mamy już prawie za sobą, lato zbliża się wielkimi krokami, a w naszych ogrodach (a także na łąkach i w lasach) rosną zioła i pojawiają się pierwsze owoce. Chcę skłonić Was (i siebie) do wyjścia z domu i poszukania w pełni ekologicznych produktów do pielęgnacji cery i włosów zarówno od zewnątrz, jak i od wewnątrz. Czyli wszystkiego, co polubi nasz organizm. Właściwie ogranicza nas tylko własna wyobraźnia, zasięg naszego środka transportu (na przykład nóg) oraz stopień ewentualnego trującego działania roślin, które mogą w nasze łapki wpaść. Ma być zdrowo, naturalnie i skutecznie! Nietrująco poproszę ;) Myślę, że za dary natury możemy uznać również jajka (najlepiej z oznaczeniem 0), oleje oraz produkty ekologiczne zakupione w sklepach.

Zasady
 
 
1. Zabawa trwa od dziś do końca października.
 
2. Chciałabym, żeby każda z uczestniczek opublikowała przynajmniej dwa posty związane z tematem akcji miesięcznie. Nie chcę zmuszać nikogo do suszenia ziół w październiku, dlatego wszystkie dziewięć postów (w skrajnych przypadkach nie obrażę się na Was, jeżeli będzie ich mniej, w końcu liczy się jakość) nie musi być równomiernie rozmieszczonych w czasie. Mamy już połowę czerwca, dlatego dla tego miesiąca liczę jeden post.
 
3. Proszę Was o zostawianie mi linków do Waszych postów w komentarzach przez cały czas trwania akcji. Zaprezentuję je w poście podsumowującym, wspólnie wybierzemy najciekawsze, które zostaną w zakładce na blogu na dłuższy czas - może przydadzą się komuś w przyszłym roku.
 
4. Oczywiście miło mi będzie, jeżeli na blogach uczestniczek znajdzie się banner z linkiem kierującym do tego posta.
 
5. Proszę o pozostawienie w komentarzach adresów Waszych blogów, dzięki którym utworzę listę uczestniczek.
 
6. Zastanawiam się nad osobami, które nie prowadzą bloga. Oczywiście namawiam do przyłączenia się. Jeżeli chciałybyście podzielić się swoimi obserwacjami, zostawcie komentarze pod tym postem, a te najciekawsze umieszczę w poście podsumowującym ;)
 
7. Myślę, że z dobrymi pomysłami możecie się przyłączać przez cały czas trwania akcji, a także zgłaszać najciekawsze ze swoich poprzednich tematycznych postów.


Jak na razie to wszystko. Macie jeszcze jakieś pomysły pomagające w ukształtowaniu tej akcji? Jeden banner wklejam poniżej, zadbam o to, by pojawiło się jeszcze kilka bardziej kolorowych. Czuję się szczęśliwa, kiedy mam kilka opcji do wyboru i Wam też chcę taki wybór umożliwić.







Z bliżej nieokreślonego powodu jestem negatywnie nastawiona do wszelkich akcji blogowych. A z drugiej strony bardzo je lubię. Czasem nie jestem w stanie pojąć samej siebie. Mimo moich uprzedzenia postanowiłam zorganizować kolejną* akcję. Ten pomysł przyszedł mi do głowy już zimą i uznałam go za na tyle ciekawy, aby Wam go zaprezentować.


W akcji biorą udział:
 
Ruda Rudość - Naturallywavyhair
Panna M. - Wyznania Panny M.
Little Dragon - Little Lavender Dragon
Makapaka - W drodze do ideału
Asia B. - Pompon
Kana - Dbaj o Włosy
Ilierette - Ilierette



Właśnie wychodzę zebrać bratki i skrzyp do suszenia. A Wy?


* Pierwszą była akcja Piję na zdrowie, o której chyba mogę powiedzieć, że zakończyła się sukcesem i za udział w której bardzo Wam dziękuję.

14 czerwca 2013

Dieta a stan skóry i włosów

Niedawno trafiłam na wizażowym forum na wątek, w którym ktoś pisał o diecie, dzięki której można wyleczyć trądzik. Zainteresowałam się tematem, poczytałam tu i tam i wyciągnęłam pewne wnioski. Teraz chciałabym usystematyzować moją wiedzę. Napiszę Wam też, co postanowiłam zmienić w swoim sposobie żywienia i czego na pewno nie zrobię.

Może zacznę od tego, że jestem pewna, że dieta ma znaczący wpływ na to, co dzieje się w naszym organizmie i co odbija się na skórze, a więc i na włosach. Ja wiem, że niektórzy mogą się ze mną o to kłócić i dla nich przytoczę pewien przykład. Od dawna pije się zioła (skrzyp, pokrzywę, len), które zapobiegają wypadaniu włosów, wzmacniają je i przyspieszają wzrost. Łatwiej mi uwierzyć w to, że działają niż w to, że jest to trwający od dawna, zbiorowy efekt placebo.

Dużo mówi się o rezygnacji z białego cukru i tłuszczów zwierzęcych (za wyjątkiem tranu, czyli tych niepłynnych - nasyconych) oraz oczywiście z konserwantów, polepszaczy smaku, sztucznych aromatówbarwników. Z tym cukrem to ciekawa sprawa, wspomnę o tym kiedyś, tłuszcze mają związek z cholesterolem, nas interesuje chemia. Najwyraźniej z nich powstają potwory zwane toksynami, których organizm najłatwiej pozbywa się przez skórę, tworząc wypryski i niedoskonałości. Część z nas powinna unikać również słodkiego mleka i produktów je zawierających (z powodu utraty zdolności do jego trawienia).

Zdrowa dieta to dieta lekka, na którą składają się niesmażone mięsa, ciemne pieczywo, owoce i warzywa (powinny być krajowe), jajka, orzechy - te produkty dostarczają organizmowi cennych składników, które mogą zostać wykorzystane jako budulec skóry i włosów lub na przykład do regulacji procesów zachodzących w organizmie. Jeżeli będzie działał sprawnie to i skóra będzie dobrze wyglądała.

Niestety, zdrowa dieta ma też ciemną stronę. Jeżeli ktoś na dobre zrezygnuje ze smażonych i przetworzonych pokarmów nawet jednorazowe spożycie batonika czy pizzy może się dla niego źle skończyć.

Magiczną dietą mającą zwalczyć trądzik miała być dieta zwalczająca przerost drożdżaka Candida - grzyba mieszkającego w układzie pokarmowym u około 80% ludzi. Poczytałam o niej i wyszło na to, że można jeść tylko owoce, warzywa, niesmażone mięso i ryby (ale nie puszkowane i nie wędzone) oraz jajka, zakazane było pieczywo (cukry) oraz orzechy (potencjalne siedlisko grzybów).

Bardzo zaciekawiła mnie dieta rzekomo dostosowana do dobowego cyklu człowieka - bardzo lekkie posiłki do godziny 12 (owoce, warzywa), potem do 20 w miarę normalnie, a później jedynie woda i niesłodzone herbaty.

Wydaje mi się, że świetne efekty może przynieść do diety włączenie produktów działających oczyszczająco - wody (z cytryną i miętą), czerwonej lub zielonej herbaty, ziół, niektórych owoców i warzyw lub owsianek i innych takich. Żeby wypłukać toksyny, zamiast pozwolić organizmowi na usuwanie ich przez skórę. Oczywiście jestem też pozytywnie nastawiona do wszelkiego rodzaju suplementacji. Teoretycznie organizm nie wykorzystuje nadmiaru substancji, które do niego wprowadzamy, ale wystarczy popatrzeć na kurację Calcium Panthotenicum - ciężko mieć niedobory tej witaminy, a jednak działa. Warto też łykać lub popijać oleje - NNKT rządzą.

Co do mnie - usiłuję wdrożyć coś, co mniej więcej łączy wszystko to, o czym napisałam powyżej i całą resztę, o której zapomniałam. Tak więc do godziny 11 wypijam dużą szklankę cytrynowomiętowomiodowego napoju Kascysko z nieco mniejszą ilością miodu (jest przepyszny) i zjadam owsiankę, sałatkę, owoc lub kanapkę z ciemnego pieczywa, czasem tuńczyka w puszce. Później zjadam normalny obiad - jakąś zupę, jajko sadzone, kotleta czy kebab - co tam jest akurat pod ręką, a do baru z przepysznymi kebabami i do dobrej pizzerii mam dwie minuty drogi piechotą. Zjadam też owoce oraz równowartość co najmniej jednej tabliczki czekolady w różnych słodkościach, nie mogę tego pokonać. Około 19 zjadam kolację (staram się, żeby była lekka) i cieszę się, jeżeli uda mi się nie zjeść nic więcej po niej. W międzyczasie wypijam pozostały litr przepysznego napoju oraz po szklance czerwonej i zielonej herbaty, czasem Rooibos lub ziół. Zioła piję też po kolacji. O ile chce mi się je zaparzyć.

Ogólnie dzień zamykam w coś na kształt klamerki - zdrowe śniadanie i kolacja, wszystko, co niedobre - pomiędzy nimi. Staram się też spożywać suplementy (wydaje mi się, że te aktualne wypisałam w zakładce z moją pielęgnacją) oraz produkty oczyszczające organizm oraz zwalczające wolne rodniki. Na pierwszym zdjęciu widzicie moją dzisiejszą kolację. Ponoć drożdżaki Candida bardzo nie lubią grejpfrutów.

Czy któraś z Was łyka cynk i witaminę A? Jestem bardzo ciekawa działania tej mieszanki, ale boję się, że zadziała tak jak biedronkowy skrzyp i moja skóra zareaguje na nią wysypem.

Wpadnijcie w weekend, mam pewien pomysł i jestem bardzo ciekawa, czy Wam się spodoba.

Dla zainteresowanych - tabela kalorii. Kiedyś się zastanawiałam, czy coś takiego istnieje, no i proszę bardzo! Istnieje.

13 czerwca 2013

Aktualna pielęgnacja mojej trądzikowej cery

Kiedy okazało się, że dokładnie przemyślana i opracowana pielęgnacja twarzy, o której pisałam jakiś czas temu, nie działa, zaczęłam z lekka panikować. Szczęśliwie, jak to ja, szybko się opanowałam i zaczęłam analizować moje zabiegi w celu znalezienia ewentualnego błędu. I chyba się udało! Po kilku poprawkach dość szybko zaczęłam zauważać pozytywne efekty. Uff.

Obecnie do wykonania całkowitego demakijażu (poza pewnymi wyjątkami) wystarczy mi dwukrotne przemycie twarzy żelem micelarnym. Ten działa naprawdę genialnie, żałuję, że poznałam go tak późno. Jeżeli mam wrażenie, że na skórze pozostały jakieś bakterie (czyli dla lepszego samopoczucia), myję ją jeszcze żelem Fitomedu. Wycieram zawsze chusteczkami higienicznymi. Następnie przecieram hydrolatem szałwiowym i jeżeli nie wychodzę z domu, wcieram w skórę pół kropli hialuronianu cynku (ta resztka w tubce po prawej) wymieszanej z połową kropli oleju tamanu i na ewentualne niespodzianki nakładam maść ichtiolową a na pozostałości po tych już zagojonych - maść z witaminą A, czasem pastę cynkową. Dwa, trzy razy w tygodniu używam maseczki Best, czasem wykonuję peeling mechaniczny (wiem, że to źle, ale peeling enzymatyczny to jeden z dwóch kosmetyków, jakich mi jeszcze brakuje).

Przestałam stosować Dermogal - nie, żebym nie lubiła oleju z wiesiołka, ale liczę na cudowne działanie tamanu. Drugą zmianą w porównaniu z wcześniejszą pielęgnacją jest stosowanie mniejszych ilości hialuronianu i oleju - wydaje mi się, że ich nadmiar (nie wiem, jakim cudem) mnie zapycha - i to niezależnie od oleju. Czyżby kwas hialuronowy zapychał? Poza tym w końcu kupiłam krem, przybył mi też hydrolat i jestem nim zachwycona. Zrezygnowałam też z codziennego silnego oczyszczania - coraz częściej dochodzę do wniosku, że skórę można traktować zgodnie z zasadami dotyczącymi pielęgnacji włosów - sprawdzają się. I najważniejsza zmiana - punktowy preparat na wypryski - maść ichtiolowa. Ciekawe, czy moja skóra z czasem przywyknie do niej tak, jak do Benzacne.

Po kilku miesiącach męczarni sytuacja w końcu zmierza ku dobremu. Zastanawiałam się, jak zobrazować Wam moją aktualną sytuację. Określiłam moją skórę jako jedno wielkie pobojowisko - z mnóstwem przebarwień i pozostałości po zanikniętych wypryskach oraz ogromną ilością zaskórników wszelkiego rodzaju oraz bardzo nielicznymi niedobitkami, z którymi bez problemów radzi sobie maść ichtiolowa (tak, nauczyłam się jej używać i doceniam, dziękuję mojej Best Friend za dobrą radę i czekam na smsa z komentarzem :D).

Wróćmy do punktu, w którym przetarłam skórę hydrolatem i rozważmy sytuację, w której czeka mnie wyjście z domu. Podczas oczekiwania na wyschnięcie płynu, zakładam szkła kontaktowe, następnie wsmarowuję w skórę krem Apis. Krem z filtrem wrócił do łask, świetnie nadaje się pod podkład mineralny, chociaż oczywiście nie nakładam przepisowej ilości - takiego "efektu glow" nie zniosłabym. Po wchłonięciu się kremu nakładam palcoma (macie racje, to nie jest poprawna forma, ale ją lubię) podkład punktowo w miejscach, które wymagałyby korektora, następnie nakładam dwie lub trze cieniutkie warstwy podkładu. Zastanawiałam się, co dzieje się z moim pędzlem, skoro po dwóch tygodniach nieregularnego użytkowania i trzech praniach traci formę i stwierdziłam, że tarcie nim po opakowaniu tak, jak pędzlem malarskim  niestety mu nie służy. Obawiam się, że czeka mnie zakup nowego, ale przynajmniej będę wiedziała, jak mam go używać.

Nie wiem, czy zauważyłyście brak primera Prelude Matte, o którym wspominałam w poście zakupowym. Okazało się, że raczej bardzo mi nie służy, zastanawiam się właśnie, czy dać mu drugą szansę w przyszłości.


Na zakończenie - kolorówka. Raczej nie wychodzę z domu bez tuszu do rzęs, bo bez niego prawie nie mam oczu. Mam jasne tęczówki i rzęsy, no po prostu ich nie widać. A kredki i pomadko-błyszczyk wylądowały na zdjęciu głównie dlatego, że są nowe i jeszcze mi się nie znudziły. Do kredki do brwi jeszcze się nie przyzwyczaiłam, natomiast czarną żelową kredką z Avonu można wykonać makijaż prawie permanentny. Biorąc pod uwagę moje zdolności co do malowania kresek na powiekach - raczej nie jest to produkt dla mnie. Ale przynajmniej jest miękka. Uwielbiam pomadkę z tego błyszczyka. Nie klei się, nie wysusza tak jak Basicowe matowe błyszczyki i ma śliczny odcień.
 
 
Jak widzicie, skorzystałam z pięknej pogody i (zainspirowana tym postem) postanowiłam wynieść moją ulubioną podkładkę do fotografowania na balkon i zrobić zdjęcia na zewnątrz. Zazwyczaj nie lubię ostrego słońca, ale po tak długim okresie niepogody nie przeszkadza mi nawet zmora fotografów - ostre cienie na zdjęciach. Swoją drogą, oni zawsze strasznie się wszystkiego czepiają. A - i cieszę się, że sąsiadka nie nakryła mnie na fotografowaniu kosmetyków na balkonie, jeszcze by sobie coś dziwnego pomyślała :D
 

PS: "Genius. Genius! I'm a genius!" Mój okrzyk przed chwilą, gdy okazało się, że sama wpadłam na to, co zmienić w szablonie w HTML, aby zdjęcia były dokładnie szerokości tekstu (zaczynały się i kończyły równo z nim) i zmiana zadziałała. Otóż okazuje się, że w szablonach obrazki automatycznie są nieco przesuwane. Teraz jest idealnie!

12 czerwca 2013

Całkiem nowy wygląd i mały konkurs dla Was

W końcu! W końcu udało mi się dopracować nowy wygląd. Nawet nie sądziłam, że grzebanie w HTMLu i rysowanie w GIMPie może być tak frustrujące i czasochłonne. Nie pisałam przez cały tydzień! Ale najważniejsze, że jestem (względnie) zadowolona z efektów. A co Wy sądzicie o nowym wyglądzie?
 
Tak trochę z okazji liczby obserwatorów zbliżającej się do setki, trochę z radości z zakończenia prac nad szablonem i trochę dlatego, że ta maska po prostu wpadła mi w ręce w sklepie - mam dla Was mały konkurs. Nagroda dość skromna jak na blogowe rozdanie, a pytanie konkursowe dość wredne ale mam nadzieję, że Was to nie zniechęci.
 
 
 
Wzór zgłoszenia:
 
Odpowiedź na pytanie: Jakie hasło umieściłabyś/umieściłbyś w nagłówku tego bloga? Na przykład: Natura, włosy i skóra!
Adres email zgłaszającego: Na przykład: puszyslawa@gmail.com
 
Nie wymagam obserwowania bloga. Uważam, że osoby, którym spodoba się moje gadanie i tak będą mnie odwiedzać (lub już odwiedzają) - dobrowolni obserwatorzy cieszą najbardziej! Jeżeli ktoś ma ochotę na umieszczenie podlinkowanego bannera rozdania (poniżej) będzie mi bardzo miło ;) Konkurs trwa do 26 czerwca.


 


Regulamin

Informacje ogólne:
  1. Organizatorką konkursu jest autorka bloga puszyslawa.blogspot.com.
  2. Nagroda - maska firmy BingoSpa - jest sponsorowana przez Organizatorkę.
  3. W konkursie mogą brać udział osoby pełnoletnie oraz niepełnoletnie za zgodą rodzica lub opiekuna prawnego.
  4. Konkurs nie jest grą losową, nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.).
  5. Zgłoszenie do konkursu oznacza zrozumienie i akceptację wszystkich jego warunków oraz zobowiązanie się do ich przestrzegania.
  6. Wszelkie nieopisane w regulaminie kwestie i nieprzewidziane problemy będą rozstrzygane przez Organizatorkę.
  7. Konkurs trwa dwa tygodnie - od dziś - środy 12 czerwca 2013 roku do środy 26 czerwca 2013 do godziny 23.59, zgłoszenia dodane po tej godzinie nie będą brane pod uwagę przy wyłanianiu zwycięzcy.
  8. Wzięcie udziału w konkursie oznacza zgodę na przetwarzanie danych osobowych uczestnika zgodnie z Ustawą o Ochronie Danych Osobowych (Dz.U.Nr 133 pozycja 883).

Przebieg i sposób zgłoszenia:
  1. Aby wziąć udział w konkursie należy w komentarzu pod tym wpisem odpowiedzieć na pytanie konkursowe (Jakie hasło umieściłabyś/umieściłbyś w nagłówku tego bloga?) oraz podać swój adres email.
  2. Każdy uczestnik może zgłosić się do konkursu tylko raz.

Wyłonienie zwycięzcy i wysyłka nagrody:
  1. Zwycięzcą zostanie osoba, której odpowiedź na pytanie konkursowe Organizatorka uzna za najciekawszą.
  2. Zwycięzca zostanie poinformowany o wygranej drogą mejlową, a jego nick i komentarz zostaną opublikowane na blogu w ciągu 7 dni od dnia zakończenia konkursu (jeżeli nie wystąpią nieprzewidziane komplikacje typu brak Internetu w mieszkaniu Organizatorki).
  3. Nagroda zostanie wysłana Pocztą Polską w ciągu 7 dni od odebrania zwrotnej wiadomości mejlowej od Zwycięzcy (chyba, że Organizatorka uzgodni ze Zwycięzcą inny termin wysyłki).
  4. Wysyłka nagrody tylko na terenie Polski.



 
Zapraszam do wzięcia udziału ;)

5 czerwca 2013

Zdrowe ciasteczka prawie bez pieczenia

Dziś stwierdziłam, że mam nowe hobby. Okazało się, że nawet osoba, która przypala wodę na herbatę może gotować! I między innymi na gotowaniu spędzam mój nadmiar wolnego wakacyjnego czasu.


Te ciasteczka są bardzo szybkie i łatwe w przygotowaniu, a w dodatku smakują całkiem nieźle (no dobrze, może Snickers to nie jest, ale przynajmniej są zdrowe i mają nieco mniej kalorii). Możemy wrzucić do garnka to, co akurat mamy w domu i za chwilę cieszyć się zdrowymi słodyczami.

Cały przepis sprowadza się do dokładnego rozgniecenia widelcem dużego, bardzo dojrzałego banana, dodania do niego jajka i dużej łyżki miodu, wymieszania i dorzucenia płatków owsianych, otrębów, orzechów i bakalii. Czegokolwiek, co lubimy. Całą paćkę należy następnie wymieszać i ewentualnie (jeżeli jest zbyt rzadka) dodać łyżkę mąki lub nieco otrębów. Następnie trzeba ją wyłożyć na blachę (polecam posmarowanie blachy wcześniej tłuszczem, nawet jeżeli jest teflonowa) i wsadzić do piekarnika. W założeniu pieczenie miało trwać około dwudziestu minut w temperaturze 150-180 stopni. Po tym czasie wyjęłam jedno ciasteczko i stwierdziłam, że jeszcze chwila w piecu reszcie nie zaszkodzi. W końcu nie wiem, ile to pieczenie trwało, ale to zależy od grubości i wielkości ciastek. Moje siedziały około 25 minut. Na wszelki wypadek zawsze testuję swoje wypieki przed wyjęciem. Ciasteczka wstawiłam do już nagrzanego piekarnika.

Ja wiem, że moje ciasteczka wyglądają jak sklejone trociny. Ale smakują... noooo, całkiem nieźle. Nieco bananowo. W końcu posmarowałam je roztopioną gorzką czekoladą, ale bardziej smakowały mi bez niej. Tym razem zakupię jakiekolwiek bakalie i powtórzę pieczenie. Jestem pewna, że z kandyzowanymi owocami i orzechami będą pyszne!





Nie zapomnijcie wygonić kota z piekarnika, nawet jeżeli nie będzie chciał wyjść. Ponoć koty są żylaste i gumiaste, a więc niezbyt smaczne i w dodatku długo się pieką. No i ta sierść. Lepiej upiec ciasteczka ;)

Ale ta pogoda nieprzyjemna. Tak ciemno i ponuro, że nawet zdjęcia wychodzą smutne. No, chyba że to komputer tak przekłamuje mi kolory. Plamy w poprzednim bannerze miały u mnie kolor granatowy, a w rzeczywistości są fioletowe.
 
Zaprojektowałam przed chwilą nagłówek bloga! Nie mogę się już doczekać jego namalowania. I mam problem z czcionkami. Dziewczyny, jaką czcionkę polecacie do tytułów postów?

4 czerwca 2013

Ubiegłomiesięczne nowości kosmetyczne i półproduktowe

Dopiero pisząc ten post zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo poszalałam w ciągu ostatniego miesiąca z zakupami. Ale w końcu mam (prawie) wszystko, czego potrzebuję.


Może jeszcze się wytłumaczę. Skończyły mi się prawie wszystkie kosmetyki - zaczynając od podkładu, przez tusze do rzęs, kosmetyki do pielęgnacji (część zbiorów uzupełniłam jakiś czas, robiąc zamówienie na dozie) aż po odżywkę i szampon do włosów. Co najśmieszniejsze - szafki były pełne kosmetyków. Niepotrzebnych lub niedziałających tak jak powinny. Cała sytuacja tak mnie zirytowała, że postanowiłam kupić wszystko, czego tylko mogłabym potrzebować. Dosłownie.


Na początek - tradycyjnie - Rossmann

Isana z Bawełną - potrzebowałam taniej, dobrej, zwyczajnej odżywki. Ta okazała się być strasznie słabą (nie ma w składzie olejów), ale nieźle nawilża i nie obciąża. A oleju zawsze można dolać. W dodatku ślicznie pachnie - takim płynem do płukania prania.

Krem do Kąpieli Babydream - kolejne niepowodzenia przy stosowaniu różnych kosmetyków Babydream nie zniechęciły mnie do zakupu tego produktu. A szkoda. Wpływa na moje włosy podobnie jak szampon tej firmy. Myślę, że powinny polubić go dłonie, bo innego pomysłu na zużycie całego opakowania nie mam.

Dezodorant Ziaja Soft - używam go od prawie roku, zużyłam już kilka opakowań. Niedawno kupiłam dla odmiany Niveę w sprayu, ale wróciłam do niego z podkulonym ogonem. Tani, wydajny, ślicznie pachnie, działa jak należy i nie podrażnia, a kulka nie zacina się i można wycisnąć go do ostatniej kropli. Czego jeszcze można oczekiwać od dezodorantu?


Kosmetyki do makijażu


Miss Sporty Fabulous Lash - kosztował kilka złotych i jak na tą cenę - sprawdza się świetnie. Zastanawiam się, czy nie wolę go nawet od klasyka Maybelline. Jest gęsty i zasycha bardzo wolno, dzięki temu można dołożyć kolejną warstwę. Szczoteczka średnia, ale da się przeżyć.
 
Błyszczyko-pomadka Essence Vintage District - wpadła mi w ręce na wycieczce w Zakopanem. Ma piękny, delikatny kolor. Z błyszczyka raczej zrezygnuję - klei się.
 
Szczoteczka i kredka do brwi - nigdy takiego sprzętu nie miałam, a od pewnego czasu bardzo chciałam mieć. Więc już go mam. Czas pokaże, czy dobrze wybrałam. Myślicie, że ta kredka może się rozmazywać w ciągu dnia?


Pozostałe kosmetyki


Szampon Dulgon Kids - sytuacja zmusiła mnie do zakupu delikatnego szamponu. Ten jest naprawdę delikatny. Myję nim na zmianę z SLeSem, chyba nie jest zły. I bardzo przyjemnie pachnie.
 
Mydełko Żurawinowe - odwiedziłam Mydlarnię u Franciszka i nie chciałam wyjść z niej z pustymi rękami. Myślicie, że mycie twarzy mydełkiem glicerynowym mi nie zaszkodzi?
 
Maść Ichtiolowa - poleciła mi ją koleżanka, której specyfik pomaga w walce z trądzikiem. Rzekomo przyspiesza znikanie wyprysków. Niestety - na moje działa dokładnie odwrotnie. Miałyście z nią do czynienia?


Zamówione na Allegro


Krem Dotleniająco-Nawilżający Apis - zamówiłam sobie krem z filtrem SPF30. Dostałam wersję bez filtra bez możliwości wymiany, za to z możliwością zwrotu pieniędzy na konto. Konta nie mam, zamawiałam za pobraniem, nie miałam kremu. Więc ciągle nie mam kremu z filtrem. Dobrze, że chociaż ten jest całkiem niezły. I przepięknie pachnie.
 
BingoSpa Borowinowy Żel do Kąpieli - prezent dla mamy. Przetestowałam go, naprawdę rozgrzewa.
 
BingoSpa Maska 40 Składników - skończyły mi się wszystkie maski do włosów i w końcu zamówiłam coś Bingo. Użyłam jej dopiero raz, ale zapowiada się nieźle.


Prezent dla mamy od Orlicy


Kremy raczej słabe w działaniu, ale mama jest bardzo szczęśliwa z powodu posiadania tego zestawu. Krem na dzień stoi na półce z kosmetykami do makijażu, a ten na noc i pod oczy - na pralce koło pasty do zębów, a wszystkie wyglądają na używane. Czyli prezent jak najbardziej trafiony. Dzięki jeszcze raz, Orlico! ;)


Kolorówka i pędzel


Na zdjęciu widzicie Flat Top Ecotools do nakładania podkładu, zestaw do stworzenia primera Prelude Matte i półprodukty do stworzenia podkładu. Już go zrobiłam i jestem zadowolona. Pomijam fakt, że dla przyzwoitego krycia muszę nałożyć cztery warstwy. Ale trzyma się cały dzień i nie ściera przy dotknięciu czegokolwiek! Natomiast ze zmyciem go nie ma najmniejszych problemów. Jestem zachwycona. Chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o tych kosmetykach?


Zrób Sobie Krem


W końcu dorwałam kilka półproduktów. Już wymyśliłam, do czego ich użyję. A właściwie coś już stworzyłam. Ale na razie nic Wam nie powiem!


Tablet graficzny


Nie mogłam się doczekać, aż podłączę go do komputera. Muszę przyznać, że być może nie jest to sprzęt koniecznie potrzebny, ale całkiem przyjemna z niego zabawka. Jeszcze nie do końca wiem, jak w pełni wykorzystać jego możliwości, ale się dowiem. Mam na to całe wakacje!


Wiecie co? Nawet nie jestem pewna, czy to wszystkie nowości. Ale jeszcze tylko dostanę żelową kredkę do oczu z Avonu i będę miałam już naprawdę wszystkie, wszystkie potrzebne kosmetyki do makijażu oraz pielęgnacji skóry oraz włosów. A właśnie! Chyba czas najwyższy na aktualizację pielęgnacji cery, bo nieco w niej zmieniłam.