Znudziło mi się tworzenie klasycznych postów zakupowych. Poza tym mam wiele zdjęć, które nijak nie pasują do tematyki bloga i nie mam gdzie ich publikować. Tak więc siłą rzeczy - rozpoczynam nową serię wpisów. Ten tydzień upłynął mi pod znakiem rozpoczynających się wyprzedaży, nicnierobienia (tego nie udało mi się uwiecznić na zdjęciu) oraz blogowania. Zdarzyło mi się też przygotować obiad i ruszyć tyłek w celu spalenia nadmiaru kalorii.
Kartka z mojego prawdziwego pamiętnika. Pozwalam Wam przeczytać. Opowiada o genialnym pomyśle mojego taty. Otóż - postanowił wygrać z komarami. W tym celu wlał do wszystkich beczek i wiaderek z wodą do podlewania olej. A, że nie miał oleju roślinnego, to wlał samochodowy. Więcej już chyba pisać nie muszę? Prawda? :D
Gotuj obiad, do którego potrzeba bazylii. Denerwuj się, że jej nie ma. Zerwij inne zioła. Dwa dni później dowiedz się, że obok doniczki z tymi ziołami stoi doniczka z bazylią.
Oto widok z mojego okna.
A to - łupy zakupowe. Od góry: spodnie przed kostkę, szorty, lekka sukienka, koszulka, męska koszulka, spódniczka-tuba.
Do Yves Rocher weszłam w celu powąchania werbenowych perfum. Zirytował mnie początkowy zapach Strepsilsu, więc kupiłam te. Ale po jakimś czasie woda werbenowa pachnie ładniej. Ale nie ma się czym martwić - perfum i wód toaletowych nigdy zbyt wiele :)
A oto potrawa, do której potrzebowałam bazylii. Chcecie przepis? ;)
Gdyby nie problemy ze zdjęciami, tworzenie tego posta byłoby bardzo przyjemne. A Wy - lubicie czytać takie wpisy?
PS: Przypominam o konkursie! Więcej informacji po kliknięciu w napis po lewej.
mniiam...
OdpowiedzUsuńChcemy przepis, chcemy! :)
OdpowiedzUsuńMam już sfotografowane kilka potraw, muszę się w końcu wziąć za publikowanie przepisów!
UsuńJa lubię off topy:) Przynajmniej nie jest monotematycznie:)
OdpowiedzUsuńWidoku z okna zazdroszczę. Ja widzę gołą klatę sąsiada kurzącego fajki. Kurzy cały dzień. Jak na niego patrzę, to myślę, że to smutne i zastanawiam się, czy ja też tak smutno wyglądałam kiedy paliłam.
2 dni temu też poszłam na sale, ale ponieważ oszczędzam, więc z sali wyniosłam tylko jedną bluzkę:) Zdążyła już oberwać żelazkiem;)
Czyżby po mojej było widać, że kontaktu z żelazkiem nie miała? Z resztą - wszystkie moje ubrania są samogniotące się :D
UsuńHehhee, nieeeeeeeeeeee. Ja swoją przypiekłam jeszcze zanim założyłam, hehehe
UsuńA ja swoją założyłam w sklepie, bo pasowała mi bardziej niż ta, którą miałam na sobie :D
Usuńja chce przepis :D
OdpowiedzUsuńa ciuchy by mi sie spodobały tak czuje :D
Będzie, będzie ;)
Usuńuwielbiam ten perfum!!!
OdpowiedzUsuńA ja byłam nim bardziej zachwycona w sklepie (jak z resztą każdym), ale nie jest źle :)
UsuńJa bardzo lubię takie wpisy ;) A jedzonko wygląda smakowicie, więc jeśli można to ja bym prosiła przepis ;)
OdpowiedzUsuńWrzucę w ciągu kilku najbliższych dni ;)
UsuńSkąd dokładnie ubrania? Wpadła mi w oko zwłaszcza spódnica tuba :D
OdpowiedzUsuńSpodnie Zara, sukienka, spódniczka i szorty - Stradi, koszulki - Monnari i Carry ;)
Usuńchyba też w końcu zacznę robić taki mix fot, bo teraz mało która blogerka go nie ma :)
OdpowiedzUsuńNo i to jest bardzo fajna sprawa :) Tylko następnym razem muszę się postarać o bardziej dopasowane do siebie zdjęcia.
UsuńFajne zdjęcia :-) Podoba mi się Twój widok z okna ^^ Mój niestety jest... mało interesujący ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!