29 stycznia 2014

Jak kantują producenci kosmetyków? {KAS}

Czytasz informacje podawane na opakowaniach produktów, prawda? Ja też. A wierzysz im? Bo ja nie.

Dawno, dawno temu postanowiłam nauczyć moich Czytelników tajemnej sztuki analizowania składów. Ale, ale. Chyba nie wszyscy wiedzą, czemu ta umiejętność miałaby służyć. Mam nadzieję, że dzisiaj się dowiedzą, a mnie uda się przekonać do "nauki" wszystkich nieprzekonanych.


Bez parafiny

Panuje moda na wypisywanie na opakowaniach kosmetyków substancji, których w nich nie ma. Pojawia się tam łańcuszek w stylu: bez parafiny, SLS, parabenów.

SLS w kosmetykach prawie nie występuje. Jest natomiast bardzo często mylony z nieco słabszym i o wiele bardziej popularnym detergentem - SLeS. Wspomniałam o tej różnicy w poprzednim tekście, w komentarzach pojawiły się dwie pomyłki. A to właśnie o unikaniu SLeS najczęściej się mówi. Nie zanudzam, o detergentach poczytasz za tydzień.

Parafina, jej pochodne i substancje o zbliżonym działaniu występują pod kilkunastoma nazwami. Przyznaję, że nie znam wszystkich, ale wymienię te, które pamiętam.

Paraffin, Paraffinum Liquidum, Izoparaffin, Petrolatum, Mineral Oil, Cera Microcristallina, Ceresin, Ozokerite i wiele więcej

Zastanawiam się też nad podobieństwem substancji typu Decyl Oleate do parafiny. Jeżeli ktoś miałby informacje na temat stosowanych w kosmetykach węglowodorów i pochodnych...


Omówmy sobie pobieżnie ten skład. Bez oleju mineralnego za to z izoparafiną. Bez glikolu propylenowego ale butylenowy jest {na mój gust to samo}. Bez alergenów ale czy moje piękne oczy nie widzą przypadkiem glutenu? Nie zawiera parabenów, fakt. Zawiera fenoksyetanol, kolejny kontrowersyjny konserwant.

To jest fotografia próbki jakiegoś profesjonalnego, drogiego produktu używanego i sprzedawanego w pewnym SPA. Właśnie ten kosmetyk stał się dla mnie inspiracją do napisania dzisiejszego tekstu.



W odpowiedniej kolejności

O tym, że kolejność ma znaczenie, pisałam we wstępie do Kursu. Im bliżej do początku, tym wyższa zawartość danego składnika. I na to znalazł się sposób. Osoby lubiące kosmetyki rosyjskie z pewnością kojarzą długie ciągi różnych olejów i ekstraktów rozpoczynających się już na początku składu.

Zaraz po słowach "Aqua with infusions of".

Substancje te są rozpuszczone w wodzie. W kosmetyku dużo jest wody, w której substancje zostały rozpuszczone. Nie wiemy jednak, jak dużo substancji rozpuszczono w wodzie. A zaraz po wodzie z ekstraktami może znajdować się sprytnie ukryty SLeS. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale warto wiedzieć.


Temat właściwy

Na opakowaniach kosmetyków pojawia się całe mnóstwo pięknych słów układających się w patetycznie brzmiące zdania. Wszystko to mówi Ci, jak piękna będziesz, gdy posmarujesz się kremem firmy X. Do tego dołączane są bardziej lub mniej naukowe sformułowania, które tylko utwierdzają Cię w tym przekonaniu {mój ukochany efekt placebo}. Znasz to, prawda?

A zastanawiałaś się kiedyś, od czego zależy to, co producenci piszą w opisach? Na jakiej zasadzie ustalają wiek, przeznaczenie kosmetyku? I czy na pewno krem do cery tłustej jest dla cery tłustej odpowiedni? Ja jakoś nigdy nie ufałam patetycznym peanom zachwalającym produkt. Ale nie sądziłam, że informacje mogą mijać się z prawdą aż tak bardzo.

Bo tak się składa, że nikt nie sprawdza, czy te opisy mówią prawdę. Nie ma żadnych przepisów, żadnych regulacji i żadnych reguł.

Istnieje taki całkiem niezły krem "dla cery 40+", którym zachwycają się osoby z trądzikiem. Istnieje taki całkiem zły balsam przeznaczony do cery trądzikowej, reklamuje się go jako niekomodogenny, nawilżający i zabezpieczający. {Niekomodogenny znaczy tyle co niepowodujący zaskórników.} W moim przypadku spowodował zaskórniki, wypryski i przesuszył mi skórę. Nie twierdzę, że tak jest zawsze, znam wyjątek potwierdzający regułę. Do recenzji wkleiłam nawet zdjęcie opisu producenta.

I nic nie denerwuje mnie tak bardzo, jak ludzie kłócący się ze mną o przeznaczenie danego kosmetyku. Że ona go nie nałoży, bo to jest dla ludzi po pięćdziesiątce, a ona ma czterdzieści pięć i to ją postarzy. O ekspedientkach tłumaczących genialne działanie kosmetyku na podstawie opisu producenta nie rozmawiam.


Znając choć niewielką część składników używanych do produkcji kosmetyków masz szansę uniknąć rozczarowań, wybrać ten lepszy kosmetyk, znaleźć coś dobrego w niskiej cenie. No i nic nie daje takiej satysfakcji, jak wytłumaczenie pani ekspedientce, że używając swojego ulubionego kremu nakłada na twarz pochodną ropy naftowej.

Kurs Analizy Składów:

Tradycyjnie zadaję pytanie o to, co Was interesuje i pytam o Wasze pytania. Macie jakieś? Oferuję się do znalezienia na nie odpowiedzi w Internecie za Was. Oczywiście o ile będą ciekawe i sensowne.

45 komentarzy:

  1. Ja w ogóle nie lubię jak na kosmetykach jest określenie "bez alergenów", przecież to sprawa indywidualna i każdego może coś innego uczulić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakby półprodukty były ciut tańsze i szeroko dostępne to obawiam się, że wszystkie kosmetykoholiczki same robiłyby kosmetyki. Ja bym robiła. I chociaż tej paskudnej parafiny by nie było nigdzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym robiła, bo lepiej działają. Ale próbowałam i wiem, że szczyt moich umiejętności to maseczka i tonik z zielonej herbaty.

      Usuń
    2. W sumie Olka nauczyłaby!

      Usuń
    3. Puszy, Ty po prostu jeszcze nie zgłębiłaś szerokiego spektrum swoich możliwości i niezbadanej głębi swojego talentu do kręcenia kosmetyków, jaki na pewno posiadasz (może jest po prostu mocno ukryty) ;)

      Dobry wpis.

      Usuń
    4. Ita, ja już zrobiłam sobie krem. Wlałam olej, hydrolat, emulgator, ekstrakty, konserwant. Wszystko ładnie, pięknie, w kolejności. I tak patrzyłam i dumałam. Dlaczego to, do cholery, jest płynne?!

      Ja to się z Tobą zakumpluję i zrobimy tak. Ty zajmiesz się produkcją kosmetyków, a ja będę je u Ciebie kupować. A jak już otworzę swoją własną, dermatologiczną spa-klinikę to zacieśnimy współpracę.

      Usuń
    5. Umowa stoi. Drżyjcie, koncerny!

      Usuń
    6. To ja będę Waszym pierwszym klientem, dam się okładać, czym chcecie (nawet pięściami, HEHE, ciężki sesyjny humor). Puszi-Miluszi, a gotowy kremik ze składnikami w odpowiednich proporcjach miałaś? Są takie, dla początkujących, na ZSK. Robiłam i wyszło, tylko głupi paszczur ze mnie, bo konserwantu nie dokupiłam :D no i jak Ty chcesz medycynę studiować, jak kremu nie umiesz zrobić? W labie Cię nauczą :D

      Usuń
    7. W labie to ja wymiatałam. Wszystkie reakcje mi wyszły, ładnie pięknie, zabawa przednia. A potem przyszła babka i zapytała, czego i w jakiej kolejności dodawałam.

      Usuń
  3. Mistrzem w pisaniu bajek na opakowaniach jest Eveline. Polecam lekturę :D.

    OdpowiedzUsuń
  4. no niestety piękne chwyty marketingowe stosują firmy, biada temu kto się na składach dobrze nie zna ---- np. mnie )

    OdpowiedzUsuń
  5. Takie opisy-peany to granie na niewiedzy konsumentów. Ale, oczywiście, dla koncernów kosmetycznych znaczenie ma jedynie zysk, a przecież jakoś klientów przyciągnąć trzeba - skoro nie składem, to przynajmniej przydługim, huraoptymistycznym opisem...

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż, dzięki Tobie dowiedziałam się o innych nazwach parafiny. Ja znałam tylko dwa rodzaje. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja dopiero co zdążyłam na innym blogu przeczytać, że kolejność w składzie danego produktu nie ma kompletnie nic wspólnego z jego zawartością ilościową w tym produkcie :/ Jak to tak naprawdę więc z tym jest? Bo już nie wiem komu mam wierzyć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A możesz podać link? Wiesz, akurat składy INCI {z tego, co wiem} jakimśtam przepisom podlegają...

      Usuń
    2. Z tego, co piszą np. tu {http://www.zdrowe-kosmetyki.pl/inci.php} wynika, że nieuporządkowane mogą być tylko substancje stanowiące mniej niż 1% kosmetyku, umieszczone na końcu składu.

      Usuń
    3. No to w sumie ekstrakty mogłyby być, bo raczej jest ich bardzo mało. Ale jakaś kolejność być musi!

      Usuń
    4. Niestety nie pamiętam już na jakim blogu o tym przeczytałam :( Czyli mam rozumieć, że kolejność ma znaczenie? Tak?

      Usuń
    5. Ma! :) Na pewno. Poza ciekawymi przypadkami rosyjskimi ;)

      Usuń
  8. Straszne, że producenci robią nas tak w bambuko.
    Świetny blog:) dodaję do obserwowanych:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja zupełnie od niedawana zaczęłam się "interesować" składami, dzięki blogosferze, teraz jeszcze bardziej dzięki Tobie :-) Dziękuję! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie ma za co! To ja dziękuję, bo ten "cykl" tworzony jest właśnie dla takich komentarzy!

      Usuń
  10. Dobrze, że o tym piszesz. Od pewnego czasu zwracam uwagę na składy i choć ekspertem w ich rozszyfrowywaniu nie jestem, staram się przynajmniej unikać kilku powtarzających się i niepożądanych składników.
    Ostatnio kobieta w drogerii polecała mi naturalny (!) krem na trądzik(!). Czytam z ciekawości skład, a tam na drugim miejscu Mineral Oil. Podziękowałam za taką "naturę", która mnie w dodatku strasznie zapycha.

    OdpowiedzUsuń
  11. W kwestii analizy składów swój poziom oceniam jako "średnio-zaawansowany", ale cały czas pogłębiam wiedzę. A wymieniona przez Ciebie parafina jest bardzo dobrym przykładem - dotychczas znałam tylko 4 nazwy alternatywne.
    Opisy na opakowaniu zawsze powodują u mnie krzywy uśmieszek. I też się zastanawiam, kto i czy w ogóle ktoś kontroluje prawdziwość deklarowanych obietnic.
    sasa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie oceniam siebie wyżej. Uczę się przy okazji pisania tych postów i jest dobrze. Ale właśnie o tym, że nikt nie kontroluje słyszałam nieraz.

      Usuń
  12. Niestety wiele producentów tak robi ;( Nieraz jest napisane jak wół, że bez... zaglądam w skład, a tu jednak jest. Chyba liczą, że ludzie ulegną napisowi: bez parabenów, bez sls ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja już praktycznie w ogóle nie czytam opisów na opakowaniu... Jak mnie jakiś produkt interesuje to moimi guru w kwestii zakupu są: wizaż, blogi i strona cosdna.com, która robi analizę za mnie;) A panie ekspedientki niech się trzymają ode mnie z daleka.

    OdpowiedzUsuń
  14. O żeż Ty, Ceresin, Ozokerite i Decylu nie znałam, trzeba będzie powęszyć za nimi. Na szczęście od roku mam psychiczną odrazę do nakładania na twarz kremów itd. z drogerii, obecnie Babuszki do 35 lat mi bardzo służą. Ale też im się przyjrzę, nowo nabyta wiedza nie może się zmarnować.

    No i takie przemyślenie... Całe życie smarowałam twarz kremami matującymi, przerobiłam wszelkie możliwe marki dla nastolatek itd., a moja twarz z każdą jedną świeciła się bardziej, smalec na nosie był niesamowity. Teraz żadnych takich nie używam i twarz matowa nawet po filtrze :D (no, ostatnio klima w aucie i kaloryfery mnie przesuszają, więc mogę się świecić już po godzinie od jazdy samochodem :/).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Decyl to chyba nie do końca parafina, ale nie jestem pewna. Nigdzie nie znalazłam informacji na ten temat, a szukałam już kilkukrotnie.

      Też bym tak chciała. Moja jest teraz przesuszona!

      Usuń
  15. Podebrałaś mi temat na sobotę :D A tak na poważnie... ludzie wierzą temu co napisze producent, moja mama zawsze mi powtarza "nie używaj kremu po 30 roku życia, bo kolagen Ci się przestanie produkować" :D Strasznie śmiać mi się wtedy chce... ale nie mam już siły jej tego tłumaczyć.

    PS. Zapisałam się na blosilesia ;))) Idziesz też?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To napisz inaczej, ja chętnie przeczytam.

      Swojej już przetłumaczyłam. Zrozumiała i uwierzyła, że producenci kłamią. A za dwa tygodnie znów zapomniała i afera. A u nas problemy z pamięcią rodzinne, trochę boję się o siebie.

      No raczej. Będzie nieźle, umówiłam się tam już z 3 osobami, które nie znają się nawzajem. Jesteś czwarta : D

      Usuń
  16. Dobry wpis. Załamuję się za każdym razem, gdy słyszę teksty w stylu "Nieee, tego kremu nie kupię, nawet na niego nie popatrzę, bo on jest 35+ no i jest przeciwzmarszczkowy, a ja mam lat dopiero 22 i zmarszczek nie mam...."

    OdpowiedzUsuń
  17. Petrolatum to nie jest do końca nazwa Parafiny..
    Akurat to nie jest groźne bo nie powoduje powstawania zaskórników. http://www.kosmopedia.org/encyklopedia/petrolatum,332/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uogólniłam. Przy wymienianiu nazw korzystałam z artykułu kosmopedii o parafinie i szkodliwych składnikach kosmetyków. Petrolatum to nazwa INCI wazeliny, nie?

      Usuń
    2. Wazelina {Mieszanina węglowodorów syntetycznych otrzymywana z ropy naftowej}. Ja tam serdecznie dziękuję za krem z wazeliną. Może być nawet niekomodogenny, o tym, dlaczego parafinom mówię nie pisałam już ostatnio. Oj no nie i koniec.
      Ale propsy za dokładne przeczytanie tekstu i czepialstwo ; )

      Usuń
    3. Haha myję włosy żelem do higieny intymnej to moge na twarz nakładac krem z wazeliną :D
      I w sumie nakładam bo La Roche Hydreane Riche ma w składzie Petrolatum a mi baaardzo służy w mrozy. ;)
      Ps. Pozdrów dziewczyny z "Walka.." jeśli jeszcze sie tam udzielasz. :)
      Po maturze pewnie do was wrócę tylko się zastanawiam która to jużczęść jest. 100? :D

      Usuń
    4. E tam, żele do higieny intymnej zazwyczaj mają bardzo ładne składy, więc to nie jest żadne usprawiedliwienie : P Ale w mrozy pewnie jest ok, choć ja nie używam. Wazelina jest niezgodna z moją pielęgnacyjno-życiową filozofią.
      Walki o piękne włosy? Nie było mnie tam już tak dawno, że ho-ho! Jaki miałaś nick na Wizażu?

      Usuń
  18. dodawaj do tych postów na fb obrazek mówiący: Klaudia Uwaga! Dodałam nowy post! bo śledzę, i nie zauważyłam... całkiem chyba straciłam wzrok, przypuszczam, że to wynik jednego z kosmetyków więc Ty mi to udokumentujesz a odszkodowaniem podzielimy się wspólnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam znajomego prawnika. Może używałaś jakiejś odżywki do rzęs?

      Usuń
  19. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Uprasza się o przeczytanie tekstu przed zostawieniem komentarza oraz niezawieranie w nim zaproszenia, ani linku do własnego bloga, o ile nie ma po temu wyraźnego powodu {na przykład uwagi w treści posta}.