8 maja 2014

Planeta Organica naturalny fito-żel do mycia twarzy

Rosyjskie kosmetyki w modzie, a ten żel wydawał mi się być wyjątkowo ciekawym. Dlatego też nie wahałam się zbyt długo i go kupiłam. A nawet zużyłam. I pomyślałam, że może ktoś chcący wrzucić tego kusiciela do koszyka będzie chciał wiedzieć przed jego zakupem więcej, niż ja?


Teoretycznie szukałam zwykłego żelu do mycia twarzy, a jedynym, czego oczekiwałam było to, żeby skóry nie wysuszał. No ale gdy zobaczyłam skład, ogromną liczbę napisów '100% natural', 'eco' i 'hand made' moje oczekiwania znacznie wzrosły, choć nie określiłam ich w żaden konkretny sposób. Najprawdopodobniej liczyłam na coś w rodzaju pielęgnacyjnego cudu.

Tymczasem jest to zupełnie zwykły, niewysuszający żel do mycia twarzy. Nie próbowałam zmywać nim makijażu z twarzy, z oczami nie do końca sobie poradził. Wykorzystywałam go do oczyszczania skóry rano, przed nałożeniem makijażu lub wieczorem, przed nałożeniem preparatu aktywnego. Normalnie, jak zwykłego żelu, z wodą. No i właśnie trzymam to opakowanie w łapce i czytam i widzę, że najwyraźniej używałam go źle. Bo powinnam przetrzeć wacikiem suchą skórę. Została mi resztka, więc spróbuję i za chwilę tekst edytuję. Ale i tak uważam, że jest to zwyczajny, niewysuszający żel do twarzy o pół-ekskluzywnym, pół-naturalnym, typowo rosyjskim opakowaniu i przyjemnym zapachu. Aha. Właśnie.

Mam tłustą skórę, która bywa skłonna do podrażnień, ale nie zdarzają mi się one jakoś wyjątkowo często. Być może to ze względu na jej tłustość żel nie był dla mnie zbyt mocny, a żaden z ogromnej ilości naturalnych dodatków nie uczulił mnie. I co najważniejsze - żel mi nie zaszkodził. A to właśnie na żele reaguję wysypami, wypryskami, zaskórnikami i nie wiadomo czym jeszcze, więc za to ma ode mnie ogromny plus. Tym bardziej, że kontrastuję go z rumiankowym Sylveco, który w tydzień zdążył tragicznie pogorszyć wygląd mojej dopiero co odratowanej po przygodach z filtrami skóry.

Edit: Solo trochę szczypał, ale całkiem fajnie makijaż zmył, prawie w całości. Poprawiłam micelem, micel nie chciał się spłukać więc zmyłam go żelem i poczułam się wyjątkowo dobrze umyta.

Skład w moich oczach: Woda z dodatkami; silny, ale niekoniecznie straszny detergent; dwa delikatne, łagodzące działanie silnego detergenty; cztery łagodne, ekologiczne konserwanty, z których część bywa dodawana do żywności; barwnik
oraz: zaraz zaraz, gdzie kompozycja zapachowa? nie wierzę, że ta piękna woń powstaje jedynie w efekcie zmieszania zapachów naturalnych dodatków
 
Moja ocena: 5
Stosunek jakość/cena: 4
{22 złote/200 ml, wydajność niekoniecznie oszałamiająca, ale znośna}
zły - obojętny - dobry - ideał
Jeszcze tydzień z Sylveco i wrócę do niego z podkulonym ogonem.

Koteczki moje kochane, matury.
Oczywiście myślę o nowych tekstach przez cały czas pilnie się uczę!,
ale jak znam siebie, to możecie się wkrótce czegoś ciekawego spodziewać.

14 komentarzy:

  1. Do rosyjskich kosmetyków nie jestem nastawione hurraoptymistycznie, mam szampon i balsam Planety Organiki, naprawdę dobre, ale nie na tyle fenomenalne, bym zachwalała je wniebogłosy.
    Sylveco sieje spustoszenie, mówisz? Taka jestem naiwna, że mimo przestróg i tak pewnie go w końcu kupię. Już go prawie brałam, ale pomyślałam, że mam żele, i lepiej kupić Acne, skupić uwagę na obserwowaniu tego, co zrobi. Póki co widzę raczej to, czego nie robi, ale to przecież krem dla cierpliwych. Czyli w sumie nie dla mnie, ale co tam, eksperymentuję.
    Spóźnione - ale ważne, że jeszcze przed biologią i chemią, nie? - powodzenia na kolejnych maturach. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, aż nazbyt. I do indyjskich i do wszystkich, przecież to chyba widać : D Sieje. Ale chyba i tak kupię drugie opakowanie, bo go polubiłam. To dziwne. Szukam na razie sposobu na pozbycie się negatywnych efektów w inny sposób. Acne? Acnederm? Aua.
      Jeszcze przed. Rety, niech się udaaa!

      Usuń
    2. Ale może patrzyłabym na rosyjskie przychylniejszym okiem, gdyby nie to wszechobecne zachwalanie, które - zważywszy na działanie produktów, które miałam okazję używać - jak na razie jest według mnie przesadzone. No i irytuje mnie ich INCI, te rozpuszczone w wodzie substancje w niewiadomej ilości. Ale zapachy są cudne, to fakt.
      To tym bardziej muszę go mieć, ej no, przecież nie będzie armagedonu. Chyba. Acnederm, owszem. Masz z nim jakieś nie najprzyjemniejsze doświadczenia? Kurde, przecież nie może być gorszy od Atre, a z retinoidem dajesz radę :D Acne lekko szczypie, ale mnie to nie rusza.
      Uda się. Czekamy, aż miocardium będzie prowadzone juz przez pełnoprawną studentkę medycyny. ^^

      Usuń
    3. Retyyy, nie zauważyłam tam 'nie' : D Wypatrzyłam kilka kosmetyków, które mają szansę stać się perełkami. Ale większość jak u większości - będzie średnia, chociaż podoba mi się to, że nie ładują do wszystkiego silikonów i parafiny. No chyba, że je też tuszują w składach. Ale aktualnie skłaniam się bardziej ku indyjskim, chociaż tych kilka perełek bardzo kusi.
      Ja miałam armagedon po AD. Przeszedł, jak odstawiłam. A ten po Sylveco dzisiaj wygląda na częściowo opanowany, zobaczymy, co będzie dalej.

      Usuń
  2. ja po Twoim ostatnim wpisie miałam zamiar kupić żel Sylveco. ale może w takim razie wstrzymam się jeszcze i poczekam na Twoją opinię na blogu :) w końcu jeszcze mam połowę mydła Aleppo z czarnuszką, ale chciałoby się coś nowego :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A minęły od niego zaledwie cztery dni! Wysypuje mnie po nim. Czytałam, że mogą pojawić się mikrostany zapalne, w zaskórnikach, a te zaskórniki potem się likwidują. U mnie pojawiają się też makro. Ale wygląda na to, że naprawdę działa i na razie się z nim nie rozstaję. Ale będę musiała kupić drugie opakowanie, bo zużyłyśmy z mamą już pół butelki.
      Ja właśnie chcę Aleppo z czarnuszką : D Oraz żel z neem i bazylią Lass <3

      Usuń
  3. Mam wersję anti-age, mój skład jest delikatniejszy(bez obecnego u Ciebie detergentu) Emulsji nie zmywam wodą. Bardzo ją lubię :)- mam cerę suchą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakimś cudem nigdy na nią nie trafiłam! Co prawda już znalazłam sobie ten jedyny, idealny żel do kupienia tym razem, ale może następnym?
      Ale że tak zostaje na skórze? Czy ścierasz jakoś?

      Usuń
    2. Nakładam go wacikiem( wygląda jak mleczko do demakijażu) Wczoraj użyłam do tego urządzenia na baterie z Biedronki(obecna promocja) Na skórze pozostaje film, który nawilża i zabezpiecza moją suchą cerę :) Czuje się jak po użyciu serum. Nie wiem czy tłusta skóra będzie podzielać moje zdanie:( Moja wersja to emulsja oczyszczająca, nie żel.

      Usuń
    3. http://ekopiekno.pl/userdata/gfx/ba7e10d5c3ee462ac30dc990c4eaf6cb.jpg

      Usuń
    4. Widziałam sprzęt u Ciebie ; )
      Nie wiem, jak tłusta, ale spodziewam się, że moja trądzikowa by się zbuntowała. Ale wszelkiego rodzaju olejków, miceli i emulsji używam do demakijażu, w tym przypadku żel bywa średnio skuteczny, dlatego zdziwiłam się tym, jak dokładnie ten zmył makijaż. Chociaż na wszelki wypadek i tak poprawiłam. No ale muszę później te resztki olejku/etc. dokładnie zmyć z twarzy, to już sprawdzone i wypraktykowane. Ale fajnie wiedzieć, że jest coś takiego. W sumie do demakijażu został mi już tylko jeden micel i szukam czegoś w zastępstwie... : D A dobrze zmywa kolorówkę, w szczególności podkład?

      Usuń
  4. Chętnie bym go wypróbowała, biorąc pod uwagę, że czyściki naturalne szalenie mi sprzyjają. Ja właśnie skończyłam drugie opakowanie Organicznego balsamu do demakijażu do 35 lat od Babci Agrafii. Ma witamine C, więc jeżeli stosujesz retinoidy to CIę nie zainteresuje, ale jeżeli już nie, to wierz mi, czyni cuda. Jak na mleczko to bardzo dobrze zmywa i wystarczy przejechać tonikiem i jest naprawdę fajnie. No i ten zapach brrr jadłabym.
    PS. Odpisałam Ci ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Powodzenia jutro na biologii, trzymam kciuki ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja dopiero poznaję rosyjskie kosmetyki. Ale nie mam u mnie szału jak u niektórych dziewczyn które kupują je namiętnie.

    OdpowiedzUsuń

Uprasza się o przeczytanie tekstu przed zostawieniem komentarza oraz niezawieranie w nim zaproszenia, ani linku do własnego bloga, o ile nie ma po temu wyraźnego powodu {na przykład uwagi w treści posta}.