Kilka dni temu stworzyłam charakterystykę idealnej maseczki. Najpierw pomyślałam, że powinna oczyszczać, nie wysuszając, ale później stwierdziłam, że lepiej byłoby, gdyby oczyszczała i nawilżała jednocześnie. I jak pomyślałam, tak zrobiłam.
Wykonaną maseczkę oceniłabym jako wersję dla cery tłustej i skłonnej do zapychania. Przetestowałam ją oczywiście na mojej własnej skórze. Poniżej podaję pomysły niewymagające posiadania półproduktów, do cery normalnej, suchej.
Jak już wspomniałam, zachciało mi się maseczki idealnej. To znaczy potrzebowałam natychmiastowego nawilżenia i pozbycia się suchych skórek. Spróbowałam uzyskać taki efekt, opierając skład maseczki na glince.
Użyłam:
- 17g czarnej glinki z Morza Martwego
W opakowaniu są dwa woreczki po 50g, zużyłam jedną trzecią jednego z nich, to wystarczyło na pokrycie twarzy grubą warstwą glinki.
- połowy łyżeczki ekstraktu z soku młodej pszenicy
Jest świetny, dodaję go do każdej robionej własnoręcznie maseczki, więcej informacji {tu}.
- substancji nawilżających
Za pierwszym razem - kwasu hialuronowego i mleczka pszczelego w glicerynie, za drugim - serum hialuronowego z widocznej na zdjęciu próbki i mleczka pszczelego w glicerynie. W sumie - siedmiu kropel.
- pięciu kropel oleju
Za pierwszym razem był to olej jojoba, za drugim - arganowy. Arganowy sprawdził się lepiej.
- szczypty allantoiny
Działa łagodząco. Mam jej zaledwie kilka gram, a używam już od dwóch lat i zużyć nie mogę.
Dodałam ciepłej wody z czajnika, wymieszałam plastikową łyżeczką w porcelanowej miseczce {ważne, żeby glinka nie miała kontaktu z metalem}.
Nie podałam ilości kropel dla żartu. Naprawdę najlepsze proporcje to 7 kropel nawilżacza oraz 5-7 kropel oleju, im gęstszy i bardziej "treściwy", tym mniej.
Już tradycyjnie przed nałożeniem maseczki potraktowałam oczyszczoną, suchą skórę Savon Noir, które zmyłam mokrym ręcznikiem po kilku minutach. Glinkę nałożyłam na dwadzieścia minut, po spłukaniu przetarłam skórę tonikiem i naniosłam na nią olej z serum hialuronowym {więcej informacji - domowe Hammam SPA}.
Efekty? Takie, jakich oczekiwałam. Dzięki Savon Noir oraz masażowi pozbyłam się suchego i martwego naskórka. Maseczka miała szansę zadziałać mocniej. Zazwyczaj glinki wysuszają moją skórę i niwelują efekt działania czarnego mydła. Maseczka o takim składzie genialnie nawilża skórę i podbija działanie Savon Noir, skóra po zmyciu jest nadal gładka, nawilżona i oczyszczona. Ładna, jak po maseczce, która działa. Ten efekt utrwalam, nakładając olej i serum lub krem. Zawsze, po zmyciu każdej maseczki.
Kilka słów o czarnej glince. Zawiera jony srebra, polecana jest dla cery trądzikowej. Nie wiem, czy ma jakiś wpływ na trądzik, ale bardzo ją polubiłam. Jest naprawdę delikatna. Taki zestaw półproduktów łączyłam zarówno z glinką zieloną {praktycznie brak efektu} i czerwoną {podrażnienie!}, czarną polubiłam najbardziej. I jest niedroga, 100 gram, wystarczające na 7-8 maseczek normalnej grubości, kosztuje około 7-8 złotych.
Wersja dla cery tłustej dla nieposiadających w domu półproduktów: glinka, kropla oliwy z oliwek, pół łyżeczki miodu, niearomatyzowana, słaba zielona herbata do rozmieszania glinki.
Wersja dla cery suchej, normalnej: kakao, mleko, kropla oliwy z oliwek, miód. Pewnie można połączyć ten zestaw z glinką, ale nigdy tego nie próbowałam. Z pewnością można połączyć go z rozgniecionym bananem, trzeba tylko uważać na pestycydy i inne tego typu środki. W ogóle produkty używane do pielęgnacji skóry powinny pochodzić z plantacji ekologicznych lub z własnych ogródków. Uprawiaj człowieku w Polsce banany do maseczek.
Co by tu jeszcze... Tak! Glinki rozmieszane z hydrolatami, nawet rozcieńczonymi, działają znacznie lepiej niż połączone z wodą. Bez względu na dodatki.
Zauważyłam, że nie potrafię nałożyć na twarz zwyczajnej maseczki glinkowej. Zawsze muszę kombinować i czegoś do niej dodawać. Zapewne jest to skutek tego, że wszystkie glinki w dość znacznym stopniu wysuszają moją skórę. Wszystkie za wyjątkiem Ghassoul, którą uwielbiam!
A teraz tak. Wczoraj obcięłam końcówki. Zdenerwowałam się, poszłam i obcięłam. Całe włosy są ogromnie spuszone, a efekt spotęgowało {doigrałam się!} przeproteinowanie. Wczoraj postanowiłam wysmarować się maścią cynkową, więc z całej twarzy schodzi mi skóra. I w dodatku pomalowałam sobie paznokcie brązem, który okazał się być szarością, więc moje dłonie wyglądają trupio. A zaraz wychodzę w celu udania się razem z Blondregeneracją na kawę, a następnie spotkanie BloSilesia. No cudownie!
Spróbuję zrobić taką maseczkę, ale niestety tylko wersję dla nieposiadających półproduktów. Wprawdzie koszyk na zsk jest gotowy, pozostaje złożyć zamówienie, ale to przychodzi mi z niemałym trudem. Bo wiesz, po wrzuceniu wszystkich (no dobra, tylko tych najpotrzebniejszych) produktów na ekranie pojawiła się interesująca sumka. Co innego wydać tyle w 3 dni, ale w jeden? Cóż, prędzej śnieg spadnie, niż zdecyduję się kliknąć w nikczemne ''zamawiam''. I skrycie liczę na jakiś post w stylu ''co warto kupić na zsk?'', bym mogła rozkoszować się rosnącą - z każdą dodaną rzeczą - kwotą.
OdpowiedzUsuńWiem, jak jest. Ja postanowiłam tym razem zamówić na e-naturalne, jakoś bardziej podoba mi się ich asortyment a i chyba ceny mają lepsze.
UsuńJa sobie ustalałam max. cenę i starałam się jej nie przekraczać. A kosztami przesyłki dzielę się zawsze ze znajomymi.
Bardzo fajny przepis na maseczkę, na pewno wypróbuję.
OdpowiedzUsuńJa glinkowe maseczki rozrabiam z wodą różaną, dzięki temu nabierają przyjemnego zapachu.
Maska wydaje się być świetna. Do mojej cery nadałaby się pewnie idealnie.
OdpowiedzUsuńJa zupełnie nie w temacie notki, jednakże mam coś tam do powiedzenia, więc komentuję. Natknęłam się na Twój blog absolutnym przypadkiem buszując sobie gdzieś tam po necie i absolutnie się zauroczyłam. A raczej to Twoja sprawka, bo samo się nie stało. Także dodaję do obserwowanych, bo za nic bym nie chciała przegapić kolejnej notki. Pozdrawiam cieplutko, vex.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twoje podejście, bo ja zazwyczaj nie mam nic do powiedzenia, lub nie wiem, co mam do powiedzenia, ale komentuję. Dziękuję za miłe słowa!
UsuńFajnie, że dodałaś też wersję dla osób nie posiadających półproduktów. Nikt nie czuje się zaniedbany ;)
OdpowiedzUsuńZazdraszczam blogowego spotkania. Muszę w końcu sama na jakieś się wybrać, ale strach.
Staram się odbierać argumenty hejterom. W tym przypadku "cwana blogerka dostała ekstrakt w gratisie i szpanuje" co i tak nie byłoby prawdą, nieważne, żart mi się nie udał.
UsuńMówiłam Ci o nim! Wybierz się kiedyś koniecznie. Przyjedź na następne BloSilesia! Było naprzeciwko Hotelu Katowice, miałabyś się gdzie zatrzymać : D
Podziwiam dziewczyny, które same robią maseczki i chylę czoła. Ja tak ambitna nie jestem niestety i jak jestem w Rossmanie to wrzucam do koszyka saszetki z maseczkami Dermiki / moje ulubione / i nakładam je sobie z wielka przyjemnością i korzyścią dla mojej urody :)
OdpowiedzUsuńJa podziwiam te, które stosują gotowe. Mi większość prawdopodobnie by zaszkodziła. Czasem kupuję, ale muszę wybierać je bardzo skrupulatnie i Dermika niestety by nie przeszła.
UsuńA ja te, które kupują gotowe. I mi czasem się to zdarza, ale wybieram je bardzo skrupulatnie i Dermika raczej by nie przeszła. Boję się, że nasilą mój trądzik. A z gotowymi łatwiej, wiem, co w nich jest i mogę się domyślać, jak zadziałają. A i wcale trudne ani czasochłonne to nie jest.
OdpowiedzUsuńA ja jeśli chodzi o Dermikę, mam bardzo dobre doświadczenia. Bardzo skuteczne, dostępne w jednorazowych saszetkach. W takiej saszetce nie jest skąpo / wystarczy na dwie aplikacje./ Stosowałam już różne maseczki tej Firmy i zawsze dostawałam to, czego oczekiwałam.Więc ja jestem w kółeczku zadowolonych :)
OdpowiedzUsuńI j też z prawdziwa przyjemnością dołączam do kółeczka. Bardzo lubię i stosuję je bardzo, bardzo często. Zastanawiam się czy to nie jest uzależnienie ?
Usuń