Nawiązując do akcji blogowej {październik miesiącem maseczek} postanowiłam napisać Wam co nieco o pewnym mniej popularnym sposobie maseczkowania się. No bo przyznajcie - kto poza czytelniczkami Azjatyckiego Cukru wie, co to są sheet maski?
Ogólnie chodzi o to, żeby dobroczynna substancja o płynnej konsystencji jak najdłużej działała na skórę. No bo taki tonik czy hydrolat - przecieramy skórę, szybko się wchłania lub wysycha, po wszystkim. I być może w ten sposób uniemożliwiamy kosmetykowi ukazanie pełni jego możliwości.
A więc - jak nałożyć na twarz maseczkę w płynie? Na rynku dostępne są pastylki, które po nasączeniu płynem przybierają kształt maski i są gotowe do nałożenia na skórę. Ale zazwyczaj są dość drogie. Ja zastąpiłam je zwykłymi wacikami kosmetycznymi. Każdy rozdzielam na dwa {w poprzek}, zamaczam w wybranym płynie i dokładnie obkładam twarz. Nadają się też chusteczki higieniczne {możemy nawet wyciąć z nich maseczki}, ale według mnie działają słabiej, gorzej przylegają do skóry i szybciej wysychają.
Co możemy wykorzystać w roli maseczki? Tonik o dobrym składzie {bez alkoholu, koniecznie!}, hydrolat, wodę termalną, napar lub odwar z ziół {uwaga na zioła takie jak kora wierzby - zbyt długotrwały kontakt ze skórą może skutkować nawet poparzeniem} albo... woda pietruszkowa! To moja ulubiona wersja. Zawiera witaminę C, ładnie rozświetla i koi skórę, ujędrnia i odmładza. I ogólnie działa dobrze na wszystko. Maseczki możemy też dowolnie wzbogacać półproduktami.
Korzystałyście kiedyś z gotowych maseczek w płachcie? Są dostępne w naszych sklepach, a ich ceny zaczynają się od około sześciu złotych. A może same robiłyście swojej skórze takie okłady?
swietny pomysl :)
OdpowiedzUsuńkorzystalam kiedys z gotowej maseczki kolagenowej ale wspominam to wydarzenie srednio przyjemnie- bylo mi bardzo bardzo zimno w buzie.. plachta nie potrafila ogrzac sie od ciepla skory i caly czas czulam dyskomfort
od tamtego czasu nie eksperymentuje z maseczkami plachtowymi- zdecydowanie preferuje te do smarowania :3
Nie wiedziałam, że są dostępne w naszych sklepach. Muszę przetestować wersję z wodą pietruszkową. Zazwyczaj nakładałam tylko dwa płatki na oczy, jakoś nie pomyślałam, żeby obłożyć całą twarz. Genialne w swojej prostocie! :)
OdpowiedzUsuńHaha, przypomniałaś mi mój stary sposób - kiedyś najpierw robiłam parówkę np. z zielonej herbaty, a potem moczyłam waciki i kładłam na twarz. Kto by pomyślał, że to nawet mądre było, mimo durnego wieku :D
OdpowiedzUsuńoooj tak te płachciane maseczki zabijają swoją ceną :) ja widziąłam takie pastylki z tymi maskami po 1 zł, tylko juz nie pamietam gdzie :) oczywiscie byly to suche pastylki które same sobie namaczamy w czym chcemy :)
OdpowiedzUsuńLubie takie maseczki :) na zsk można kupić taką płachtę i jąnasączać. Woda pietruszkowa mnie szczegulnie zaintrygowała ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś robiłam maseczki z płukanki rumiankowej na twarz właśnie - przy okazji świetnie rozświetla i rozjaśnia przebarwienia :D! Do tego używałam właśnie zwykłych płatków kosmetycznych. Świetnie się sprawdzały w tej roli :)
OdpowiedzUsuńAnomalia
ja ostatnio ciągle robię maseczki miodowe, skóra jest po tym cuudownie mięciutka. A sposób z wacikami skuteczny nie tylko przy takich jak wspomniałaś produktach ale też przy maseczkach typu żel lniany. który łatwo spływa jeśli nałożymy troszkę więcej:))
OdpowiedzUsuńZawsze mam jakąś płachtową maskę na awaryjne sytuację, typu napad lenistwa :). Jeszcze lepszym pomysłem niż sheet maski, są sleeping pack. Samowchłaniająca się maska na noc. Cudo. Zamiast kremu na noc, a rano buzia świeża jak po bardzo dobrym śnie. Nawet jak śpi się 6 godzin
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałam, że są specjalne akcesoria od nakładania, ja najczęściej używam właśnie wacików :)
OdpowiedzUsuńteż tak robię :)
OdpowiedzUsuń