Znowu szybki wpis, ale wydaje mi się, że wartościowy. Chciałabym zaprezentować Wam moją ulubioną maseczkę do twarzy.
Pomyślałam sobie, że skoro mleko, miód i cytryna służą mojej skórze właściwie we wszystkich możliwych kombinacjach i skoro moja skóra lubi zieloną glinkę, to może by tak... wszystko razem? Po tej maseczce cieszę się jednocześnie oczyszczoną, załagodzoną i nawilżoną skórą!
Składniki:
- łyżeczka zielonej glinki
- łyżeczka miodu
- kilka (3-5) kropel cytryny
- mleko
- opcjonalnie: ulubiony olej, kwas hialuronowy
Wykonanie:
- W dowolnym naczyniu umieszczamy glinkę i miód, dodajemy cytrynę oraz olej i kwas HA.
- Dolewamy mleka (lub naparu z ziół, jeżeli nasza skóra mleka nie lubi) w takiej ilości, aby otrzymać odpowiednią konsystencję i mieszamy.
- Nakładamy maseczkę dość grubą warstwą na oczyszczoną (suchą) skórę. Nie powinna wysychać, ale gdyby tak się działo - spryskujemy skórę hydrolatem, naparem z ziół lub choćby przegotowaną wodą. Ja osobiście spryskiwacza nie posiadam, zwilżam maseczkę, dotykając jej zmoczonymi dłońmi.
- Spłukujemy i nawilżamy skórę (na przykład olejując).
Wiecie o tym, że podobno glinki działają tylko wtedy, gdy są wilgotne? Poza tym dużo łatwiej spłukać maseczkę, jeżeli nie dopuścimy do jej wyschnięcia. I w dodatku utrzymywana w wilgoci nie powinna spowodować uczucia ściągnięcia i wysuszenia po zmyciu.
Zauważyłam, że ostatnio bardzo mało piszę na temat włosów. Ale obiecuję, że niedługo się poprawię :)
mam kolejny powód do zakupów na zsk.
OdpowiedzUsuńUrodziny czekam na was...
Hahah :) Glinki można czasem dostać w aptekach lub nawet drogeriach - podobno firma Marion produkuje maseczki w formie proszku, które składają się tylko z glinki :D
UsuńA ja wolę kupne maseczki. ;P
OdpowiedzUsuńJa również lubię kupne i testuję wszystkie te, których składy mi odpowiadają. Aktualnie Tołpę :) Zauważyłam jednak, że moja skóra bardzo szybko przyzwyczaja się do nich i już pry drugim użyciu efekt nie jest tak "porażający", a te domowe zawsze działają tak samo dobrze, a z czasem nawet lepiej :)
Usuńzieloną glinkę też lubię więc może spróbuję takiej wersji :)
OdpowiedzUsuńsłyszałam o tym, że działają tylko jak są wilgotne dlatego zawsze je spryskuję :)
A no widzisz, czyli nie tylko ja taką informację gdzieś wypatrzyłam. Myślę, że coś w tym może być.
Usuńja na razie testuję spirulinę i glinki nie bardzo chodzą mi po głowie ;)
OdpowiedzUsuńpodoba mi się Twój blog ;)
obserwuję ;)
Mam spirulinę, bardzo liczyłam na jej cudowne właściwości, a tu masz babo placek, podrażnia mnie :/
UsuńDzięki za komplement ;)
tak się czaję i czaję na te glinki i cos się zebrać nie mogę by je kupić ;)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że warto ;)
UsuńJa na razie testowałam czarną glinkę i byłam bardzo zadowolona!
OdpowiedzUsuńJa tylko zieloną, inne odmiany w maseczkach sklepowych. Ale mam gdzieś próbkę czerwonej! Muszę ją znaleźć i przetestować. Tylko gdzie ona może być?
UsuńJa też mieszam glinki z różnymi specyfikami. Musimy jeszcze pamiętać, że glinki nie używamy z metalowymi przyrządami np. nie mieszamy łyżeczką
OdpowiedzUsuńO, nie wiedziałam o tym. Dzięki za informację! A wiesz może, dlaczego tak?
UsuńJa polecam do maseczki dodatek miodu z krzewu Manuka - działa silniej antybakteryjnie niż "zwykły" miód, pięknie wygładza i rozświetla cerę.
OdpowiedzUsuń